cztery godziny jazdy z granicy z bardzo wymagajacym sasiadem-emerytem, fotografem amatorem i nadgorliwym nauczycielem jezyka ukrainskiego w jednym. Mialysmy duzo szczescia, ze spotkalysmy grupe turystow, ktorzy mieli wolne miejsca w autobusie. Gdyby nie to, musialybysmy jechac na dachu autobusu z kozami i w deszczu.